W czerwcu br. ruszyć mają regularne kursy pociągów z Lubina przez Legnicę do Wrocławia. Wszystko byłoby pięknie, gdyby nie zaskakujący zamiar pominięcia w układanym rozkładzie jazdy czterech przystanków. Konsternacja jest jeszcze większa, bo stacyjki te zostały niedawno poddane gruntownym i kosztownym remontom właśnie dlatego, by pasażerowie mogli z nich korzystać. Temperaturę sprawy podnosi fakt, że z czterech stacji pomiędzy Lubinem a Legnicą, jakich ma nie być w rozkładzie jazdy, trzy położone są w granicach gminy wiejskiej Lubin. Mieszkańcy wsi musieliby korzystać ze stacji w mieście, choć przez ich miejscowości pociągi będą przejeżdżać.
9 czerwca 2019 r. na godzinę 6:17 zaplanowany jest pierwszy odjazd z Lubina do Wrocławia, o czym już pisaliśmy. Przewoźnikiem będą Koleje Dolnośląskie, czyli spółka, której organem właścicielskim jest samorząd wojewódzki. 88-kilometrowa trasa nr 289 pomiędzy Wrocławiem a Lubinem jest obecnie w trakcie robót modernizacyjnych. Według dostępnych nam źródeł zakłada się, że jej pokonanie jest możliwe w 77 minut z uwzględnieniem wszystkich stacji pośrednich, w tym czterech położonych na odcinku Lubin – Legnica.
W połowie marca br. opinię publiczną zelektryzowała wiadomość podana przez portal „Rynek Kolejowy” zajmujący się problematyką kolejową. Czytamy tam m.in.: „Urząd Marszałkowski Województwa Dolnośląskiego zlecił złożenie wniosku rozkładowego Kolejom Dolnośląskim do PKP PLK, w którym całkowicie brakuje zatrzymań na czterech przystankach pomiędzy Legnicą a Lubinem.” Rzecznik urzędu marszałkowskiego nie zaprzeczył temu i stwierdził, że „Koleje Dolnośląskie komunikują przede wszystkim duże ośrodki miejskie o największym natężeniu ruchu pasażerskiego”.
Zdaniem autorów publikacji zaskakuje sugestia, że „samorządowcy z małych miejscowości powinni zadbać o dojazd do Legnicy lub Lubina autobusami, mimo że w ich miejscowości zbudowano nowoczesną kolejową infrastrukturę dla pasażerów”. Do planu redukcji liczby przystanków odniósł się przedstawiciel spółki PLK koordynującej eksploatację tras i obiektów kolejowych. „Nie ma ani prawnych, ani technicznych przeszkód, by pociągi Kolei Dolnośląskich zatrzymywały się w Raszówce, Rzeszotarach, Chróstniku i Gorzelinie” poinformował Bohdan Ząbek z zespołu prasowego spółki PKP Polskie Linie Kolejowe.
Uwzględniając zatrzymania na wszystkich czterech „spornych” przystankach, przejazd tym fragmentem trasy zajmie maksimum 21 minut. Dla pasażerów ma to kluczowe znaczenie, by móc wsiąść lub wysiąść z pociągu możliwie najbliżej swego miejsca zamieszkania czy punktu docelowego. Mogą wtedy uniknąć spiętrzonego ruchu w głównych miastach (Lubin i Legnica) i konieczności „dojeżdżania” z lub do stacji „węzłowej”. Oszczędność w czasie przejazdu pociągu w przypadku niezatrzymywania się na czterech przystankach może skrócić przejazd o ok. 5-6 minut i obniżyć koszty przewoźnika, ale to zmusza pasażerów, aby przesiadali się do samochodu lub busa.
„We wrześniowej korekcie rozkładu będą uwzględnione zatrzymania 2 lub 4 połączenia pociągów zatrzymujących się na małych stacjach na linii z Lubina do Legnicy. W pierwszej jednak kolejności naszym celem jest skomunikowanie Lubina z Wrocławiem w jak najkrótszym czasie” – poinformował rzecznik Kolei Dolnośląskich Bartłomiej Rodak. Ta deklaracja odstaje od praktyki spółki, która na innych lokalnych liniach stara się zapewnić nie mniej, niż 6 połączeń dziennie. Odkładanie w czasie pełnej obsługi pasażerów na trasie Wrocław – Legnica – Lubin wywołuje wrażenie tymczasowości i tym samym nie zachęca do tego, by ruch podróżujących przeniósł się z dróg na tory – mówią obserwatorzy i potencjalni pasażerowie.
Są jeszcze dwa wątki w omawianej sprawie. Pierwszy dotyczy samych pociągów. Stacja Raszówka jest punktem krytycznym, bo tu będą się mijać pociągi Kolei Dolnośląskich. Składy muszą się zatrzymać, aby udostępnić sobie wzajemnie tor. Jeśli w rozkładzie jazdy nie znajdzie się Raszówka, wówczas nikt z tego pociągu nie wysiądzie i nikt nie wsiądzie, choć będzie on stać na stacji.
Problem drugi też wiąże się z Raszówką, ale dotyczy także Gorzelina i Chróstnika. Jak już na wstępie zaznaczyliśmy spośród czterech „spornych” przystanków trzy są zlokalizowane w obrębie wiejskiej gminy Lubin. Wójt gminy wiejskiej Tadeusz Kielan, w związku z planowanym otwarciem linii, zamierza wybudować tzw. parkingi „P&R” (Park&Ride) w Raszówce, następnie w Chróstniku i Gorzelinie. Do takiego parkingu będzie można dojechać samochodem czy rowerem spod domu i tym samym uniknąć parkowania w Lubinie czy Legnicy. Jak mówi włodarz, w toku są prace nad tym, by gmina mogła zarządzać terenami znajdującymi się bezpośrednio przy stacjach kolejowych.
Chróstnik jest jednym z siedmiu sołectw, jakie zamierza przyłączyć do miasta prezydent Robert Raczyński. Stanowisko to potwierdziła większość lubińskich radnych w trakcie sesji, o której pisaliśmy na naszych łamach. Jak zauważa wójt Tadeusz Kielan „zmuszanie mieszkańców okolicznych miejscowości, by wsiadali do pociągu na stacji Lubin Górniczy to nieracjonalny pomysł”. Nasi rozmówcy dają do zrozumienia, że ten „pomysł” jest elementem planu prezydenta Lubina. Chodzi o osłabienie gminy wiejskiej z wykorzystaniem jego politycznych wpływów w urzędzie marszałkowskim.
„Do uruchomienia połączenia zostało jeszcze kilka miesięcy. Jest więc czas na przeanalizowanie kwestii, związanych m.in. z dodatkowym zatrzymywaniem się pociągów regionalnych Kolei Dolnośląskich na stacjach pośrednich. Dostrzegamy społeczną potrzebę dostępności komunikacyjnej do kolei szczególnie mieszkańców mniejszych miejscowości. Dostępna dla Dolnoślązaków kolej jest dla marszałka Cezarego Przybylskiego priorytetem” – kwituje wątpliwości rzecznik urzędu marszałkowskiego Michał Nowakowski.
Pewne jest to, że dawna stacja Lubin Górniczy będzie mieć nazwę Dworzec Lubin oraz to, że nie ma już zabytkowego budynku, który w 2012 r. rozebrano mimo protestów mieszkańców. Pociągi pasażerskie wrócą tu po prawie dziesięciu latach, choć tak naprawdę zapaść przewozów pasażerskich w Lubinie zaczęła się pod koniec 2004 r.