Groźny pasożyt, trujące opryski i monokultura na polach – to trzej wrogowie pszczelej populacji. W Światowy Dzień Pszczół przypominamy twierdzenie Alberta Einsteina: „gdy zginie ostania pszczoła na kuli ziemskiej, ludzkości pozostaną tylko cztery lata życia”.
Pan Bazyli Rusinko z Żukowa prowadzi rodzinną pasiekę, która składa się z sześćdziesięciu uli. Na co dzień obserwuje jak pasożyt wyniszcza pszczelą populację. Pszczeli pasożyt – warroza – powoduje ogromne straty w pogłowiu rodzin pszczelich oraz przenosi liczne choroby. Mimo, że jest on znany bartnikom od wielu lat nadal trudno sobie z nim poradzić.
Kiedy jedna pszczoła wróci do ula z tym pasożytem, to za chwilę można się spodziewać, że inne też zachorują. Nieleczony ul zamiera w ciągu dwóch lat – mówi pan Bazyli. Jeden ul to od 70 do 80 tysięcy pszczół. Kolejny problem to pestycydy, którymi rolnicy opryskują swoje uprawy. Mimo, że w tym zakresie jest poprawa – jak zauważył bartnik z Żukowa – to nadal jest to bardzo duży problem.
Pszczoły przylatują do ula podtrute. Przynoszą też zatruty nektar i podtruwają się młode, które następnie wyrzucane są z ula przez dorosłą populację – tłumaczy Bazyli Rusinko. Kolejny problem to monokultura upraw. Pszczoła lubi różnorodność. Kiedyś było wiele małych gospodarstw rolnych. Każdy uprawiał wtedy różne rośliny i kwiaty. Więcej było też łąk kwietnych. Dziś połacie ziemi stanowi jedna uprawa np. rzepaku. Pszczołom to nie służy – dodaje.
Przypomnijmy, że w Polkowicach nie pierwszy raz zasiano łąkę kwietną. Pisaliśmy o tym TUTAJ.
Pan Bazyli Rusinko sprzedaje sztuczny miód. Kupiony w czerwcu do tej pory się nie skrystalizował.