Nie żyje Kornel Morawiecki, poseł i marszałek senior Sejmu VIII kadencji, lider założonej w 2016 roku partii Wolni i Solidarni, ojciec premiera Mateusza Morawieckiego. Już w młodości angażował się w politykę. W czasach PRL był znanym działaczem opozycji antykomunistycznej, założycielem niepodległościowej organizacji Solidarność Walcząca.
Dzisiaj, gdy z żalem i smutkiem wspominamy osobę śp. Kornela Morawieckiego, przypomnijmy fragmenty dwóch wypowiedzi zmarłego. Pierwszy – to słynne wystąpienie na początku kadencji obecnego Sejmu z listopada 2015 r. Drugie – to artykuł „Po co nam wolność” opublikowany w listopadzie 2018 r. na łamach portalu „Wszystko, co Najważniejsze”.
Listopad 2015…
Na co dzień widzimy bezprawie, draństwo i rozpacz. Rządzą ci, co mają pieniądze i siłę – ludziom potrzeba uczestnictwa, możliwości wypowiadania się, decydowania o sobie i kraju. Takie są nasze cel, takie będą nasze czyny. Z tej trybuny padło przed laty pytanie: „Czyja jest Polska?”, ale ważne jest pytanie: kogo jest Polska? Żyjemy nie tylko dla siebie, żyjemy i umieramy dla innych. Polska ma rosnąć, rozwijać się nie tylko dla Polaków.
Jesteśmy potrzebni sąsiadom, światu, mamy łączyć zachód Europy z jej wschodem. My razem jesteśmy ważniejsi niż każdy z osobna – ponad nami są wartości: dobro i prawda. Nad nimi jest poczucie sensu naszego indywidualnego życia i narodowego trwania. Sensu, tożsamego z niepojętym Bogiem. „Niosłem Ciebie Polsko, jak żagiew, jak płomienie – gdzie Cię doniosę – nie wiem”. To słowa z podziemia, autor nieznany…
Po latach 80. donieśliśmy Polskę do naszych dni. Jesteśmy dumnym, wielkim narodem. Mamy przeszłość wielką. Jesteśmy cząstką dziejów, rośliśmy z chrześcijańskiego, europejskiego ducha, z naszej mowy i kultury, z umiłowania wolności, pracy i walki o niepodległość. Z fenomenu „Solidarności”.
Listopad 2018…
Jak my, Polacy, w ciągu mijającego stulecia od odzyskania podstawowego atrybutu wolności, czyli naszej niepodległości, korzystaliśmy z tego skarbu? W okrutnie ciężkich realiach, w zagrożeniu bytu, w długotrwałym zniewoleniu jako licząca się europejska społeczność spisaliśmy się wyjątkowo dobrze.
Jedno, czego potem nie dopilnowaliśmy, to solidarność. Daliśmy się zdominować prostackim koncepcjom drapieżnego kapitalizmu i społecznego egoizmu. Osłabiliśmy się duchowo. Pozwoliliśmy na plan Balcerowicza, na wyprzedaż materialnego dorobku, który w ciężkim trudzie po wojnie tworzyli nasi ojcowie. Za naszym niechlubnym przykładem przed podobną grabieżą nie ustrzegły się pozostałe państwa regionu.
Teraz, po 25 latach, powoli przychodzi otrzeźwienie. Nowy polski rząd wyłoniony niewielką większością parlamentarną działa oskarżany o łamanie demokracji, w konflikcie z prawnikami, z mediami, z warstwą szeroko rozumianych beneficjentów przemian. Nie ma też poparcia zagranicy. Bo wszyscy oni chcą, jak to zgrabnie ujęła manifestantka KOD-u, reżyserka Agnieszka Holland, „żeby było, jak było”.
Czy uda się odbudować solidarność międzyludzką? Czy konsumenci, odbiorcy publicznej pomocy będą się przykładać do tworzenia pomyślności ogółu? Czym ich do tego zachęcić? Co zrobić, żeby obywatelom chciało się chcieć? Podobne pytania stoją nie tylko przed nami, ale przed całą wielką zachodnią cywilizacją, której jesteśmy cząstką.
Dotychczas my, Polacy, spełnialiśmy zasadniczo dobry uczynek, korzystając z wolności. Dobry dla nas i dla innych. Chodzi o to, by nie zbaczając z drogi ku wolności, zespolić ją z drogą do solidarności.