„Koń jaki jest, każdy widzi”… Tym słynnym, żartobliwym zdaniem autorstwa ks. Benedykta Chmielowskiego w „Nowych Atenach”, czyli pierwszej polskiej encyklopedii powszechnej, można byłoby wyczerpać skonkludować każdą debatę o kondycji rodzimych mediów. W cyklu #BliżejSieci tym razem postaramy się wejść nieco głębiej i szerzej przedstawić możliwie neutralny punkt widzenia w tej kwestii.
Według raportu IAB Polska (Interactive Advertising Bureau), czyli Związku Pracodawców Branży Internetowej media społecznościowe są głównym źródłem dezinformacji w sieci. Wydaje się to dość przekonujące, ale nawet największy truizm nie może zostać uznany za prawdę, dopóki nie zostanie odpowiednio przebadany. 58% pytanych o środowiska internetowe, w których najczęściej zdarzało się im natrafić na nieprawdziwe informacje wskazywało właśnie media społecznościowe. Drugie miejsce, wg 39%, zajęły portale informacyjne.
To wskazuje na konieczność zwrócenia dużej uwagi na weryfikację informacji, skoro z tak wielu źródeł jesteśmy narażeni na manipulację. O ile łatwo jest popularyzować niesprawdzone treści na portalach społecznościowych, o tyle wydawałoby się, że portale informacyjne powinny budzić większe zaufanie. Jak zatem widać, czujność należy zachować na każdym polu.
Głównym „winowajcą” – czynnikiem generującym zjawisko rozprzestrzeniania się fałszywych informacji jest tzw. clickbait. Tytuł, który często nie ma zbyt wiele wspólnego nawet z treścią artykułu, ale jest chwytliwy i budzi skrajne emocje działa jak magnes. Wiele osób nawet nie klikając w artykuł może później rozgłaszać lub udostępniać absurdalne, bazujące na domysłach na podstawie tytułu wieści. Ilustracją skali i siły zjawiska stal się swego czasu nagłówek, który głosił o rzekomej zmianie klubu przez sportowca o nazwisku Lewandowski. Okazało się, że w istocie chodzi o amerykańską zawodniczkę Ginę Lewandowski, mimo, że artykuł ilustrowało zdjęcie polskiego piłkarza, Roberta.
Pozostając przy sporcie, portal medioznawca.com dokonał niedawno ciekawej analizy, w której przez pewien okres badał nacechowanie emocjonalne w nagłówkach dużych portali informacyjnych. A skoro emocje, to często brak obiektywizmu. Oto wyniki:
Zostawmy jednak internet. Czy telewizji można wierzyć bardziej? Nie ma wielu badań przynoszących rzetelne dane na ten temat, jedna analiza jest jednak bardzo ciekawa. Rada Języka Polskiego przeanalizowała ponad 300 pasków informacyjnych telewizji TVP w latach 2016 i 2017. Okazuje się, że aż 75% z nich – według RJP – nie pełniło funkcji informacyjnej, a było nacechowane narracją sugestywną i tylko 25% „pasków” nie zawierało jakichkolwiek lingwistycznie wyodrębnianych eksponentów wartościowania. Były więc informacjami w sensie ścisłym, celowo pozbawionymi elementów oceniających. Oceny dokonał dr hab. Andrzej Markowski i analizy opublikował portal wirtualnemedia.pl i nie ma tam analogicznych analiz w stosunku do innych stacji telewizyjnych, jak choćby TVN24 czy Polsat.
Czy jeśli nawet telewizja stara się nami manipulować, to czy możemy pozwolić sobie na brak umiejętności właściwego filtrowania informacji? Naszym zdaniem zdecydowanie nie. Warto zatem podejść do wszystkich tradycyjnych źródeł informacji, a więc telewizji, radia czy prasy, z nie mniejszym dystansem niż do publikowanych w mediach społecznościowych. Zawsze warto podjąć osobisty wysiłek analizy podawanych nam treści.
Maciej Fedorczuk