Zapach uruchamia w naszym mózgu chemiczną burzę, która daje początek miłości. To jednak nie wyszukane perfumy, ale feromony sprawiają, że między dwojgiem ludzi zaczyna „iskrzyć”. Czy to uczucia miały znaczenie dla marzącej o zamążpójściu młodej XIX wiecznej panny? Jaką wartość miłość ma dla nas dzisiaj?
Skomplikowane tajemnice naszych zmysłów i szczegóły „polityki matrymonialnej” sprzed lat, tuż przed Walentynkami, odkrywają chemiczka prof. dr hab. Elżbieta Gumienna-Kontecka oraz historyczka dr Monika Piotrowska-Marchewa z Uniwersytetu Wrocławskiego.
-
Co o miłości wie chemia?
Feromony działają w bardzo niskich stężeniach, ale to wystarczy, żeby wywołać zakodowaną reakcję fizjologiczną. Docierając do nosa napotykają bardzo czuły narząd lemieszowo-nosowy, ten z kolei aktywuje podwzgórze, łączące układ nerwowy z układem hormonalnym. Jeżeli ten mechanizm zadziała zaczynamy interesować się drugą osobą. Uruchomiona zostaje lawina sygnałów w mózgu.
Od tego momentu głównymi bohaterami są: neuroprzekaźniki, hormony i neuropeptydy, które możemy nazwać strażnikami emocji. Windują nas na coraz wyższe poziomy miłosnych uniesień. Podwzgórze zaczyna wydzielać fenyloetyloaminę, która sprawia radość duszy i rozpoczyna tzw. huśtawkę emocji. Potocznie nazywana narkotykiem miłości ma działanie psychoaktywne. Jej podwyższone stężenie wywołuje stan euforii – wyjaśnia dr hab. Elżbieta Gumienna-Kontecka i dodaje, że wzrost poziomu fenyloetyloaminy pociąga za sobą kolejne zmiany, m.in. wzrost noradrenaliny – substancji miłości, powodującej oblewanie się rumieńcem na widok ukochanej osoby. Kolejny przekaźnik to dopamina, która występuje w roli hormonu szczęścia. Sprawia, że na obiekt swoich uczuć patrzymy z przymrużeniem oka, a jego wady wydają nam się urocze. Uwaga! Nadmierne ilości dopaminy mogą prowadzić do patologicznego uzależnienia od miłości – podkreśla chemiczka z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Wzrost stężenia dopaminy obniża poziom serotoniny – szczęśliwego posłańca we krwi, odpowiadającej za psychiczna równowagę. Zakochana osoba popada w skrajne nastroje, jednocześnie nie mogąc się doczekać kolejnego spotkania ze swoją drugą połówką.
Sytuacja zmienia się po 18 miesiącach, maksymalnie 3-4 latach. Zakończenia nerwowe w mózgu adaptują się do podwyższonego stężenia fenyloetyloaminy. Ekscytacja przygasa i faza zakochania się kończy. Przynajmniej z punktu widzenia neurochemii. Ale nie musi to być koniec związku. Faza ta stanowi przejście od romantycznej miłości do złożonego szczęścia dojrzałego związku – przekonuje dr hab. Elżbieta Gumienna-Kontecka.
Miłość zatem, jak wszystko w naturze oparta jest na chemii. To chemia rządzi miłością, pożądaniem i pasją. Czy wiedziano o tym w XIX wieku w Polsce?
-
Co o miłości wie historia?
W owych czasach nie zagłębiano się zbytnio w chemiczną naturę miłości. Panna czekała na kawalera. Od lat 40 XIX wieku zaczęły pojawiać się pierwsze ogłoszenia matrymonialne w prasie. Pierwszymi autorami tych ogłoszeń byli mężczyźni.
Na początku XX wieku pojawił się za to „Flirt Salonowy” – pismo zawierające w większości ogłoszenia matrymonialne napisane przez kobiety. Męska klientela czasopism, umieszczająca swoje anonse podkreślała posiadanie stabilnego stanowiska, dobrego zawodu, stabilności finansowej. O walorach fizycznych niespecjalnie pisano. Bardzo liczyła się pozycja. U kobiet było zupełnie inaczej. Opisywały siebie jako miłą, opiekuńczą, troskliwą, świetną kandydatkę na żonę, widzącą siebie tylko u boku mężczyzny – mówi dr Monika Piotrowska-Marchewa.
Trzeba było się śpieszyć, bo około 20. roku życia zostawało się już starą panną. Bycie samotnym było niezwykle dyskryminujące. Mężczyzna miał dużo więcej czasu. Student był traktowany jako „początek mężczyzny” i w okresie studiów nie szukał żony – dodaje historyczka z Uniwersytetu Wrocławskiego.
Jak się okazuje, obowiązywała podwójna moralność. Mężczyzna mógł sobie pozwolić na romanse.
W przypadku kobiet nie dopuszczano myśli, że ma ona jakieś potrzeby emocjonalne, poza chęcią posiadania męża. Nie wypadało jej zatem wchodzić w żadne romantyczne związki. Jedyną możliwością stawało się zakochanie w narzeczonym, który zostawał jej mężem/. Co zatem by się stało, gdyby XIX wieczna dziewczyna przeniosłaby się w czasie? Gdyby dowiedziała się, że istnieją tabletki antykoncepcyjne, moda unisex, jest pełna dowolność w kształtowaniu swoje biografii i duża swoboda w kształtowaniu stylu życia, przeżyłaby niewyobrażalny szok – mówi dr Monika Piotrowska-Marchewa.
Jak jest dzisiaj? Niemal każde zachowanie w miłości uchodzi za dopuszczalne i zależne od indywidualnych preferencji. To miłość – a nie wspólnota potrzeb ekonomicznych jest podstawą małżeństwa. Nie zapominajmy jednak o chemii – to dzięki niej rodzi się uczucie, dla którego warto żyć.