Dziś o 20:45 w Budapeszcie, piłkarska reprezentacja Polski rozegra swój pierwszy mecz pod wodzą nowego selekcjonera Paulo Sousy. W cyklu #BliżejSportu rozmawiamy dziś więc z Márkiem Tamásem, obrońcą Śląska Wrocław który podczas swojej kariery był podopiecznym Portugalczyka.
Na samym początku muszę ci życzyć wszystkiego najlepszego z okazji Dnia przyjaźni polsko-węgierskiej.
Dziękuję bardzo! To prawda, dziś 23 marca (śmiech).
Cofnijmy się o dziewięć lat. Byłeś wtedy młodym piłkarzem, który trenował wówczas pod okiem Paulo Sousy, naszego nowego selekcjonera. Jak wspominasz go jako człowieka, ale i jako trenera?
To bardzo silny charakter. Oczywiście pracował wtedy w nieporównywalnie mniejszym zespole, niż teraz, kiedy ma do czynienia z reprezentacją Polski. Pamiętam, że zrobił wówczas na mnie naprawdę dobre wrażenie. To trener, który potrafi odnaleźć atuty zespoły i je maksymalnie wykorzystać podczas meczu. Sprawia wrażenie człowieka, który wie, co chce osiągnąć. Potrafił osiągać z nami bardzo dobre wyniki.
Czy będąc w szatni wraz ze zdobywcą Ligi Mistrzów czułeś respekt?
Zdecydowanie. Kiedy w szatni klubu znajduje się ktoś z takimi osiągnięciami, automatycznie czujesz wobec niego respekt i podziw wobec jego dokonań. Dodatkowo, tak jak powiedziałem, to silny charakter.
Był bardzo surowy?
Nie wiem, jak to wygląda teraz, ale wtedy miał swoje zasady, których lepiej było nie łamać. Na pewno to trener z otwartą głową, pełną pomysłów. Styl nie był dla niego najważniejszy, ale to trener poukładany taktycznie. Był też otoczony grupą kompetentnych ludzi, jego sztab wykonywał bardzo dobrą pracę. Starał się rozwijać piłkarzy i pokazać, że praca na boisku musi iść w parze z pracą poza nim. Każdego starał się traktować tak samo i nie było ważne, czy byłeś piłkarzem rezerwowym, czy podstawowym.
Jak wyglądają nastroje na Węgrzech? Sousa zna waszą ligę, a wy znacie jego. Dużo się rozmawia o nowym selekcjonerze reprezentacji Polski?
Tak, to na pewno temat który się pojawia, ale jednak więcej uwagi poświęca się temu jak zagracie i jak my zagramy. Każdy stara się skupić na sobie. W ostatnich kilku meczach wyglądaliśmy bardzo dobrze. Wygrywaliśmy z Turcją, remisowaliśmy z Serbią, to dobre wyniki. Reprezentacja nabrała bardzo ciekawego kształtu. Jest wielu zawodników, którzy grają w dobrych klubach. Mamy nadzieję, że w czwartek uda się uzyskać korzystny rezultat. Nie będzie to łatwe, szanujemy Polaków, ale mecz odbędzie się na Węgrzech. Ważny jest początek eliminacji.
Dominik Szoboszlai, wasza największa gwiazda, ma jednak problemy zdrowotne. Jak duża jest to strata dla trenera Rossiego?
Na pewno Dominik to świetny piłkarz, ale Rossi wie wszystko o tej reprezentacji. Bez niego może zagramy w nieco innym systemie, ale nasza reprezentacja jest pełna mocnych charakterów. Oczywiście, lepiej by było gdyby zagrał, ale wiem, że bez niego też damy radę. Naszą największą siłą jest kolektyw. Marco Rossi zawsze powtarza, że grając jako zespół mamy szansę pokonać każdego.
Dominik Szoboszlai, czy Piotr Zieliński? W naszym kraju sporo się mówi w kontekście piłkarza Napoli i jego gry w reprezentacji.
Trudne pytanie. Obaj są świetni, ale dziś stawiam na Szoboszlaia. Przed kontuzją wyglądał świetnie i jego wpływ na grę był ogromny. Nie mogę też być w pełni obiektywny. Dominik to mój przyjaciel, znamy się od wielu lat.
W Polsce wyczuwa się atmosferę oczekiwania. Czy Węgrzy też mówią o tym meczu, jako kluczowym spotkaniu eliminacji?
Zdecydowanie. Wszyscy czekają na to spotkanie, tym bardziej że zaczynamy u siebie. Nawet grając bez kibiców, bardzo ważny jest atut własnego boiska na początek. Jeśli chcemy coś ugrać w tej grupie, musimy w pierwszym meczu pokazać swoje atuty. Nie ukrywajmy – powalczymy z wami o drugie miejsce. Nie uważam jednak Anglików za tak mocnych, jak przedstawiają ich niektórzy. Uważam, że w pojedynczym meczu czy wy, czy my możemy im sprawić trochę problemów, ale kluczowa jest walka o drugie miejsce.
Eliminacje do Mistrzostw Świata w Katarze to nie jedyne wyzwanie, jakie czeka na Węgrów w tym roku. Przed nami EURO, a na nim zagracie w naprawdę trudnej grupie.
Portugalia, Francja i Niemcy. Faktycznie, lekko nie będzie. W 2016 roku mieliśmy silną grupę, a ją wygraliśmy. Teraz jednak nikt tego nie wspomina. Po pierwsze bardzo cieszymy się, że udało się zakwalifikować na drugie EURO z rzędu. Po drugie – nic nie musimy – to jest duży atut tej reprezentacji. Nie mamy nic do stracenia i każda bramka, każdy punkt to będzie dla nas bonus. Wiemy, że możemy sprawić sensację, ale tak jak powiedziałem i tak jak mówi Marco Rossi – musimy stanowić kolektyw.
W Polsce jesteś od lutego 2020 roku. Oglądasz mecze naszej reprezentacji?
Widziałem kilka spotkań – zawsze oglądam powtórki, urywki z meczów. Wiadomo, że podczas przerwy na kadrę chcę przede wszystkim obejrzeć mecz mojej reprezentacji.
Co z żartami w szatni Śląska? Rozmawiacie o czwartkowym meczu?
Oczywiście, są żarty. „Pokonamy was…bla bla bla” (śmiech). Jestem sam jeden na całą szatnię, więc tutaj trudno mi z nimi walczyć! Mówię więc: „Spokojnie!” Okej, powiedzmy to – macie lepszy skład od nas, ale nie stoimy na straconej pozycji. Wierzę w dobry wynik podczas czwartkowego meczu.
W kadrze Węgier jest piłkarz, z którym miałeś okazję grać w młodzieżówce – Laszlo Kleinheisler.
Bardzo dobry zawodnik. Strzelił gola w eliminacjach do poprzedniego EURO, w meczu barażowym z Norwegią. Znamy się od najmłodszych lat, jest dobrze wyszkolony technicznie, ale nie tylko. To piłkarz bardzo wybiegany i potrafiący dać z siebie maksimum.
Ostatnie pytanie – kto okaże się lepszy w czwartkowy wieczór i dlaczego?
Wiesz, chciałbym być realistą – powiem tak, po trudnym meczu zremisujemy. Polska przyjedzie tu jednak wygrać. Jeśli chodzi o całe eliminacje, wydaje mi się, że zajmiecie drugie miejsce. Wierzę jednak, że to my skończymy na drugiej pozycji. Dawno nas nie było na Mistrzostwach Świata.
Rozmawiał Filip Macuda foto: Krystyna Pączkowska