Jest takie miejsce na mapie powiatu polkowickiego, które zapiera dech w piersiach. I to dosłownie, ponieważ żadne słowo nie odda piękna Wzgórz Dalkowskich i atmosfery, która panuje w niewielkiej wsi Jakubów w gminie Radwanice.
Do Jakubowa jedziemy wspólnie ze starostą powiatu polkowickiego. Wzgórza Dalkowskie zna bardzo dobrze, bo jeździ tutaj konno. Rekreacyjnie, od trzech lat. Pojawiam się co roku na „hubertusie”, lubię tę atmosferę. W końcu usłyszałem: „Kamil, ty się musisz nauczyć jeździć” – przyznaje Kamil Ciupak i zaznacza, że niewielka miejscowość u podnóża Wzgórz Dalkowskich, to nie tylko konie, ale i rozległa winnica Michała Pajdosza. Znam w powiecie takie miejsca, które będę polecać zawsze. To między innymi Winnica Jakubów. Miejsce cenione i rosnące w siłę – dodaje.
Winnicę założył w 2002 roku Artur Pajdosz. Po śmierci ojca w 2013 roku zająłem się produkcją wina. Ojciec był z wykształcenia chemikiem, winnica była jego wielką pasją. Teraz jest też moją – mówi Michał. Starosta, który pamięta początki winnicy, przyznaje, że potencjał tego miejsca leży w sercu, które oddali temu miejscu gospodarze. Kiedyś jedna znajoma powiedziała mi, że wszędzie tam, gdzie są ludzie z pasją to jest fajnie. Bo, żeby prowadzić winnicę na tak wysokim poziomie, to trzeba mieć w sobie „to coś”, tę pasję. To prawda – przyznaje.
Do wina trzeba mieć serce
Rodzina Pajdoszów mieszkała jeszcze kilka lat temu w bloku przy ul. Kmicica w Polkowicach. Artur Pajdosz pracował w głogowskiej hucie, a hobbystycznie interesował się produkcją wina. Na początku było to wino w butlach z jabłek i dzikiej róży.
Potem znaleźliśmy to miejsce. Najpierw kupiliśmy działkę, później dom. Do wioski sprowadził nad ten piękny, południowy stok. Mój ojciec założył tę winnicę. Uczył się fachu od Czechów. Oprócz niemieckiej Saksonii to najbliższy rejon winiarski. Tam w niektórych wioskach jest po 350 winiarzy. Ciężko jest to sobie wyobrazić, że cztery godziny drogi stąd istnieje taki winiarski świat – mówi.
Czesi nie mogli wyjść ze zdziwienia, że nikt wcześniej z rodziny Pajdoszów nie prowadził winnicy. W środowisku mówi się, że winiarz staje się „prawdziwym winiarzem” dopiero w trzecim, czwartym pokoleniu. Pierwsze pokolenia idą na ślepo. W winiarstwie wielką sztuką jest dopasować odpowiednią winorośl do odpowiedniego miejsca i nauczyć się z tej winorośli robić wino. Michał przyznaje, że nie od razu zapałał sympatią do zajęcia. Ojciec nawet nie chciał, by syn przychodził do winnicy i pracował w niej za przysłowiową karę. Zawsze byliśmy ludźmi pasji. Tato przez całe życie wędkował, po przeprowadzce do Jakubowa, zajął się winiarstwem. Wtedy miałem swoją pasiekę i robiłem swoje rzeczy, tato swoje. Zrobiłem kurs i pszczelarzyłem. Tata mi nie pomagał kręcić miodu, więc ja nie czułem potrzeby, żeby mu pomagać w winnicy. Wiedział, że do takich rzeczy trzeba dorosnąć. Później przyszło mi to bez problemu – mówi i przyznaje, że teraz nie ma większej miłości niż winnica.
Dzisiaj południowe stoki wzgórza porastają krzewy Ronda, Regenta, Dornfelda, Solaria, Sibery, Traminera, Rieslinga i Hibernala. Ten ostatni spowodował, że o talencie winiarskim Michała zrobiło się głośno. Już na pierwszych nasadzeniach ojca był Hibernal i od zawsze dawał ciekawe wina. Pamiętam nawet, że medal, z którego tato był dumny, przyznany został w Krakowie na konkursie winiarskim za Hibernala 2009. Od 2013 roku otrzymuje już najwyższe noty na większości konkursów – mówi Michał. Chłopak bardzo skromnie jednak opowiada o swoich winiarskich sukcesach.
W trakcie rozmowy o wiele więcej na ten temat powiedział Kamil Ciupak, który sam również lubuje się w jakubowskich winach. Pan Michał został w środowisku okrzyknięty królem Hibernala. Smakoszem jego win jest Ed Sheeran, który oficjalnie zapromował winnicę Jakubów – mówi dumnie starosta.
Wina z Jakubowa
Winnica liczy 30 tysięcy krzewów. Do każdego z nich młody winiarz musi podejść kilkanaście razy w ciągu roku. Po zimie krzewy są zdrewniałe, usuwa się wówczas większość krzewu, by został pień i łoza. Najważniejszym cięciem w sezonie jest cięcie sanitarne, w wyniku którego zostają dwa główne pędy – tłumaczy Pajdosz.
Z nich wyrosną nowe pędy, które pną się w górę po wygiętej, pozostawionej łozie. Sterty łóz i winorośli pali się w ognisku. Panuje tam bardzo wysoka temperatura. W średniowieczu palono na takich stosach wiedźmy – opowiada – Pracy jest sporo, trzeba też dokonać selekcji pędów. W polskich warunkach winorośl może by chciała dawać więcej owoców, ale my ją musimy skutecznie powstrzymywać. Nie jesteśmy w Hiszpanii, dojrzałość nie będzie idealna – dodaje.
Winobranie, w drugie połowie października, przyciąga wielu amatorów. Ludzie myślą, że to romantyczna praca i coś może w tym być. Nie mniej jednak to ciężka praca – zaznacza winiarz. Duże wrażenie robi sama produkcja wina. Przechowywane w dębowych beczkach wina, to w zasadzie efekt końcowy. Wcześniej trafiają one do zbiorników ze stali nierdzewnej. Zachodzi w nich fermentacja i leżakowanie głównie białych win, czasami czerwonych zanim trafią do beczki. Czerwone wina fermentują w kadziach otwartych, gdzie zachodzi ekstrakcja barwnika. Ciekawostką jest to, że można z czerwonych owoców zrobić białe wino – zdradza Michał. Czerwone wina fermentują ze skórkami, żeby barwnik i tanina przeszły do napoju. Po tym procesie wina czasami trafiają na chwilę do stali, żeby się odstały i z tych zbiorników trafiają do beczek.
W poprzednich rocznikach leżały u nas w dębie tylko wina czerwone, w 2019 roku rozpoczęliśmy winifikację w beczkach win białych. Tak się robi w wielu rejonach winiarskich. Drewno oddziałuje na wino zupełnie inaczej niż zbiornik ze stali nierdzewnej. Proces oksydacji zachodzi tutaj trochę inaczej, a to wszystko ma wpływ na smak i zapach wina. W winnicy Pajdosza nie dodaje się do wina ani cukru, ani wody. To sztuka, która doceniana jest nie tylko na konkursach, ale przede wszystkim przez smakoszy. Ten smak musi być szczery i prawdziwy – podsumowuje winiarz.
Raj na ziemi
Jakubów to nie tylko winnica, ale i fantastyczne tereny Wzgórz Dalkowskich, ruiny zabytkowego pałacu, sanktuarium św. Jakuba, rezerwat przyrody Buczyna Jakubowska oraz stajnia koni KS Libra, którą prowadzi małżeństwo Staszaków. Konni zapaleńcy oddali całe serce w prowadzenie stajni.
To właśnie do nich trafił starosta polkowicki i zaraził się wyjątkową miłością do koni. To jest miejscowość ludzi pasji. W tej stajni, podobnie jak w winnicy Pajdoszów, mamy do czynienia z drugim pokoleniem, które przejęło pasję od rodziców- mówi Kamil Ciupak. Alicja Staszak, córka Bogusi i Krzysztofa kończy w tym roku szkołę średnią. Od dawna już wie, co chce robić w życiu.
Odkąd pamiętam miałam konie i nie wyobrażam sobie już życia bez nich. Jazda konna uczy nas szacunku i miłości. Większość ludzi, którzy nas odwiedzają, wracają – mówi Alicja, dla której jazda konna to również sportowe sukcesy. Trzy lata temu rodzice kupili mi konia, Silicie, żebym mogła się rozwijać sportowo. Od najniższych klas (skoki przez przeszkody przyp. red.) doszłyśmy razem do 110 cm. Udało nam się pary wygrać zawody – wymienia.
Póki co Alicja i Sicilia trenują w Jakubowie. W planach mają jednak start na międzynarodowych zawodach na Cavaliadzie. Tam chcą pobić rekord 120 cm, w ciągu czterech dni rywalizacji. Wymaga to wielu wyrzeczeń. Wracałam ze szkoły, później zaczynałam jazdę konną. Codziennie. Jazdy sportowej nauczył mnie mój trener Jarosław Poręba, któremu zawdzięczam te wszystkie osiągnięcia. Trzeba jednak poświęcić temu całe swoje serce i życie. Bez tego nie da się wygrać zawodów. Wbrew pozorom widać to serce – podsumowuje Alicja.
Stajnię Libra w Jakubowie znajdziecie na: https://www.facebook.com/StajniaLibra/
TEKST I FOTO: Klaudia Beker