Stuprocentowe straty, niepewność jutra i stres. Branża beauty to jeden z tych sektorów gospodarki, który najbardziej oberwał w trakcie lockdown’u.
Wiele biznesów zostało zamkniętych, niektóre nadal liczą straty. Nad wszystkimi wisi groza drugiej fali pandemii i kolejnego zamknięcia. Jak mówią, to będzie gwóźdź do trumny,
STRATY FINANSOWE
Salony kosmetyczne i fryzjerskie w całej Polsce były nieczynne od 1 kwietnia do końcówki maja. Ze względu na wprowadzone obostrzenia w kraju zamknięto około 130 tysięcy punktów.
Przedsiębiorcy, nie tylko branży beauty, mogą skorzystać z kilku form wsparcia finansowego w ramach Tarczy Antykryzysowej. Tych form wsparcia jest kilka. Są to niskooprocentowane pożyczki z Funduszu Pracy dla mikroprzedsiębiorców oraz dla organizacji pozarządowych. Ponadto oferujemy dofinansowanie części kosztów prowadzenia działalności gospodarczej dla przedsiębiorców samozatrudnionych, wynagrodzeń pracowników dla mikroprzedsiębiorców, małych i średnich przedsiębiorców oraz wynagrodzeń pracowników dla organizacji pozarządowych – mówiła na łamach Gazety Polkowickiej dyrektor Powiatowego Urzędu Pracy w Polkowicach Elwira Błażewską-Dacyszyn.
Polkowicki PUP pozyskał na pomoc dla lokalnych firm w sumie 24 miliony złotych, z czego dotychczas rozdano około 11 milionów. Z pomocy, nie tylko rządowej, skorzystał również Daniel Regulski, właściciel salonu fryzjerskiego Barber – Fryzjer Męski w Polkowicach. Miałem zawieszony ZUS. Z tarczy też skorzystałem, co starczyło na pokrycie pewnych opłat, pewnych zobowiązań. Ludzie byli w gorszej sytuacji niż ja, bo na przykład musieli brać kredyty, by pospłacać różne rzeczy – mówi Daniel Regulski.
WYCZEKANE OTWARCIE PEŁNE OBAW I NIEWIADOMYCH
18 maja w ramach kolejnego etapu odmrażania polskiej gospodarki nastąpiło ponowne otwarcie branży kosmetycznej i fryzjerskiej.
Powrót do tzw. „normalności” był bardzo intensywny. Telefony się urywały, a spragnieni metamorfozy klienci chcieli umówić się na wizytę „od ręki” – wspomina Aleksandra Droszczak. Nie dla każdej gałęzi tej branży wszystko było od razu jasne i klarowne. Barberzy nie mieli odpowiedzi na to, jak ogolić klienta, skoro ten musi nosić maseczkę w trakcie usługi. Na początku bardzo nas dotknęło. Nikt właściwie nie wiedział czy barberom wolno robić brody czy nie – wspomina Daniel Regulski. Nie do końca wiedzieliśmy, jak to zrobić. No bo niby wolno, ale jednak nie wolno ściągać maseczki. Taka sytuacja trwała około miesiąc po otwarciu. Później wypracowaliśmy taki model, że do momentu aż skończymy inne zabiegi klient ma maseczkę. A kiedy trzeba zabrać się za brodę, dopiero maseczkę zdejmuje. Można ściągać maseczki, kiedy jest to niezbędne przy zabiegu kosmetycznym – dodaje Daniel Regulski.
STRATY W LUDZIACH
Nie samo zamknięcie lokali czy straty finansowe najbardziej dotknęły przedsiębiorców, a nieuczciwa konkurencja, czyli osoby, które świadczyły usługi mimo zakazu w tzw. podziemiu, podbierając innym stałych klientów.
Tak się stało, jak się stało. Fryzjerzy zeszli do podziemia – mówi Daniel Regulski. – Wielu z nas uważa to za nieuczciwą konkurencję. Wszyscy byliśmy przecież zmuszeni, żeby siedzieć w domach, a byli tacy, którzy się nie dostosowali i słusznie zostali ukarani. Szacuję, że jakieś 20 procent klientek nie powróciło. W większości to seniorki – uważa właścicielka Salonu Urody „Finezja” w Malczycach Kinga Biedka. Po wybuchu pandemii u mnie w tym zakresie zmieniło się tak naprawdę niewiele. Tylko przyłbice się pojawiły, dodatkowo mam maseczki dla klientów i płyny do dezynfekcji rąk. Zakupiłem też sterylizator UVC i trzy razy dziennie sterylizuję nim całe pomieszczenie. Tylko, że to nie jest spowodowane koronawirusem, już wcześniej o tym myślałem. Pandemia po prostu mnie zmobilizowała – mówi Daniel Regulski.
ZAMKNIĘCIE NIE DO KOŃCA PRZEMYŚLANE?
Według naszych rozmówców całkowite zamknięcie branży beauty na trzy miesiące było, delikatnie mówiąc, nie do końca przemyślane.
Wielu przedsiębiorców kosztowało to oszczędności życia, a nawet spowodowało zamknięcie części biznesów, o zwolnieniach pracowników nie wspominając. Oberwaliśmy całkiem bezpodstawnie, ponieważ byliśmy bardzo dobrze przygotowani do przestrzegania reżimu. Może to przestraszenie niektórych przedsiębiorców, może to to zadziałało – mówi barber Daniel Regulski. Najważniejsze, w takim małym mieście, jak Polkowice zna się swoich klientów, tu nie ma przypadkowego klienta, to nie Wrocław, to nie Warszawa. Miałem już klientów, którzy dzwonili, że mieli koronawirusa i że przeszli testy. To jest akurat fajne, że tu zna się klientów. To też przecież często koledzy, znajomi. Nie ma przypadku – dodaje.

DRUGA FALA NIEPOKOJU
Obecnie w mediach pojawia się coraz więcej teorii na temat nadchodzącej drugiej fali pandemii.
Według niektórych naukowców może ona przebiegać podobnie jak epidemia tzw. hiszpanki. Wówczas przed drugą falą wirus zmutował i zaatakował nie tylko słabszych i przewlekle chorych, ale uderzył również w młodych i zdrowych ludzi. Na pewno, jeśli nadejdzie, to druga fala może zdecydowanie uderzyć w biznes beauty.
Kosmetolożki i fryzjerzy z niepokojem patrzą w przyszłość. Obecnie sama dbam, aby w salonie zachowywane były środki ostrożności. Zależy mi na klientach i wierzę, że jesienią nie będzie powtórki tego mrocznego scenariusza i będę mogła realizować się w swojej pasji – mówi Aleksandra Droszczak. Zamknięcie działalności ponownie to może być gwóźdź do trumny. Nie wyobrażam sobie ponownie stresu czy będę w stanie przetrwać, czy wrócą klientki, czy wystarczy na opłaty. Rząd owszem pomógł, ale kolejne zamknięcie pogrąży naszą branżę totalnie – kwituje Kinga Biedka.
Anna Gram