Ursula Gertrud von der Leyen: „Sytuacja musi zostać rozwiązana”. Mateusz Morawiecki: „Polska przestrzega zasad Unii, ale nie da się zastraszyć”.
Te zdania – pierwsze wypowiedziane przez Niemkę, która jest przewodniczącą Komisji Europejskiej i drugie – wygłoszone przez Polaka, który jest premierem rządu Rzeczypospolitej Polskiej są esencją dzisiejszego werbalnego starcia dwóch politycznych wizji Europy.
Gdy Ursula von der Leyen zaczęła swoje wystąpienie od przypomnienia okoliczności wprowadzenia w Polsce stanu wojennego w 1981 roku i zestawiła tamte dramatyczne fakty z tym, co według niej dzieje się w 2021 roku w Polsce z „łamaniem praworządności”, zachowała się jak słoń w składzie porcelany. Historyczną dezynwolturą szefowa Komisji Europejskiej nadała bardzo złą dynamikę kolejnemu etapowi sporu o kształt Unii Europejskiej.
Była to ponadto czytelny sygnał do kolejnej nagonki na Polskę, do jakiej doszło dzisiaj w Strasburgu pod płaszczykiem rzekomej „debaty o praworządności”, i która – jak się należy spodziewać – będzie podtrzymywana. Jeśli bowiem ktoś spodziewał się po dzisiejszej „debacie” w Parlamencie Europejskim przełomu, to musi być srodze zawiedziony. Było oczywiste, że federalistyczna większość wśród deputowanych i szefowa Komisji Europejskiej będą wygłaszać ideologiczne zaklęcia „o wartościach unijnych”. Było również oczywiste, że premier Rządu RP i konserwatywna mniejszość w ławach europarlamentu będzie prezentować argumenty na rzecz Europy Ojczyzn.
Dla eurokratów przyczyną dyskomfortu musiało być wyraziste stanowisko premiera Mateusza Morawieckiego wykazujące brak jakichkolwiek podstaw traktatowych do marginalizowania Polski w Unii Europejskiej.
-
Zasada pierwszeństwa prawa wspólnotowego (…) nie może podważać w krajowym porządku prawnym najwyższej mocy Konstytucji.
-
Konstytucja zakazuje przekazywania kompetencji w takim zakresie, który oznaczałby, że państwo nie może być uważane za kraj suwerenny i demokratyczny.
-
Konstytucja korzysta z pierwszeństwa obowiązywania i stosowania na terytorium Polski
Cytując fragmenty orzeczeń trybunałów konstytucyjnych kilku państw członkowskich (w tym polskiego z 2005 i 2010 r.), premier Mateusz Morawiecki wprowadził swoich oponentów w konsternację. Widzę na państwa twarzach poruszenie – zauważył premier reakcję wśród deputowanych, a w tym czasie przewodniczącą KE wbiło w fotel.
O ile Ursula von der Leyen histerycznie broniła swojej pozycji w odklejonych od rzeczywistości kręgach eurokracji, o tyle Mateusz Morawiecki przemawiał do ludzi rozczarowanych gwałtownym i ekstremalnie groźnym skrętem w kierunku federalizacji Unii Europejskiej.
Polityczne wydarzenie, do jakiego doszło dzisiaj w Strasburgu miało jeszcze innych uczestników (szwarccharaktery można rzec). Oto europosłowie z Polski, którzy znaleźli się w Parlamencie Europejskim z namaszczenia Platformy Obywatelskiej, Polskiego Stronnictwa Ludowego i Lewicy stanęli w szeregu atakujących swoje państwo i reprezentującego Polskę szefa rządu. Napisałem „atakujących”, ale to eufemizm! Oszczędzę tu wymieniania nazwisk polityków „totalnej opozycji”, którzy z frontu „zagranica”, a ostatnio i „granica” od kilku lat frontalnie dążą do podległości naszego państwa superpaństwu europejskiemu. Powstrzymuję się od dosadnych sformułowań, bo oznaczałoby to zejście do ich języka z „ulicy”, którego zgrzytliwe dźwięki przyzwoitość nakazuje wyciszać. Tym bardziej nie będę cytować dzisiejszych wystąpień ich oraz ich politycznych pobratymców z różnych krajów. Stek kłamstw, pomówień, epitetów i infantylnych deklamacji można sobie odsłuchać o dowolnej porze w serwisie społecznościowym Parlamentu Europejskiego.
https://twitter.com/Europarl_PL/status/1450358081481814021
Gdy jeden z nich w języku niemieckim podziękował temu, który nie tak dawno brylował w Brukseli, a teraz uchodzi za politycznego trolla w Warszawie – wszystko stało się czytelne. Celem eurokratów jest wspomniane przez Ursulę von der Leyen „rozwiązanie sytuacji”. O jakim „rozwiązaniu” myślała dzisiaj niemiecka polityczka w Strasburgu? Czy o tym samym, jakie od kilku tygodni mantruje Donald Tusk w Warszawie?
Federacja Europejska czy Unia Europejska? Ten strategiczny dylemat – po obu stronach sporu – ma coraz gorętszych zwolenników i niewątpliwie przed nami jest jeszcze wiele prób zakulisowej przebudowy międzynarodowej umowy suwerennych państw w sprzęgnięty w jeden system ideologiczny i biurokratyczny konstrukt będący de facto „państwem”. Żaden z zapisów Traktatów o Unii Europejskiej nie zawiera takich unormowań, bo nie ma na to zgody narodów Europy, więc w ciszy gabinetów Berlina, Brukseli czy Luksemburga prowadzona jest próba przerobienia instytucji europejskich we władzę wobec państw członkowskich Unii Europejskiej. Jednoosobowe orzeczenia pewnej pani w todze w TSUE na temat Turowa czy w obronie bezkarności sędziów są tego niejedynymi zwiastunami. Blokowanie należnych Polsce środków z Europejskiego Funduszu Odbudowy to znacznie poważniejszy sygnał złowrogiego nastawienia wobec Polski i Węgier. Ten sam mechanizm może za chwilę dotknąć Słowenię czy kolejne kraje „Europy drugiej prędkości”.
Hegemonia niemiecka zawoalowana w błękitną zasłonę zdaje się odradzać na naszych oczach i co gorsza kolaboruje z rosyjskim monstrum nietającym sowieckich ciągotek, podczas gdy Wielki Brat wpadł w traumę z lęku o wpływy państwa środka. Globalne przeobrażenia, dla których katalizatorem był i jest nadal pandemiczny wstrząs, mogą sprawić, że ociężała „Ciotka Unia” stanie się starym meblem.
Rosnące gwałtownie ceny – spowodowane m.in. celowym działaniem rosyjskich firm – już dziś stawiają wiele firm w Europie przed wyborem, czy ograniczać produkcję, czy przerzucać koszty na konsumentów. Skala tego kryzysu już w najbliższych tygodniach może wstrząsnąć Europą. Wiele przedsiębiorstw może zbankrutować, a miliony gospodarstw domowych, dziesiątki milionów ludzi – kryzys gazowy może wpędzić w ubóstwo i niedostatek przez niekontrolowany wzrost kosztów w całej Europie. (…)
To Państwa pozostają europejskim suwerenem – są „panami traktatów” – i to państwa określają zakres kompetencji powierzonych, przyznanych Unii Europejskiej. (…) Europa wygrała zachowując równowagę między twórczą rywalizacją, a komunikacją. Między konkurencją a współpracą. Dziś znowu potrzebujemy jednego i drugiego – mówił dzisiaj premier Mateusz Morawiecki.
Ci, którzy usłyszeli jego głos i zrozumieli przesłanie, jakąkolwiek mają polityczną legitymację w kieszeni, doskonale wiedzą, że powiedział prawdę prosto w oczy.
Krzysztof Kotowicz Foto: Krystian Maj / KPRM