Tak po przegranym 1:2 meczu z Rakowem Częstochowa mógłby powiedzieć trener Martin Sevela.
Zagłębie pozostaje bez zwycięstwa od 11 grudnia i derbowej potyczki ze Śląskiem Wrocław. Gra lubinian mogła się jednak momentami podobać. Po trwającym pięć meczów (cztery ligowe + pucharowy z Chojniczanką) impasie strzeleckim, w końcu piłkarze KGHM-u się przełamali. W 13 minucie meczu na prowadzenie gospodarzy wyprowadził Patryk Szysz. To była niezła, składna akcja, w której na koniec przy odrobienie szczęścia, napastnik „Miedziowych” wpakował piłkę do siatki.
To dopiero drugie trafienie 22-latka w tym sezonie (poprzednie zanotował w październikowym meczu z Górnikiem Zabrze). Niestety, to był koniec szczęścia Zagłębia w tym meczu. „Miedziowi” prowadzili ledwie przez kwadrans, kiedy to precyzyjnym uderzeniem z rzutu wolnego Ivi Lopez pokonał Dominika Hładuna.
Lubinianie próbowali zagrozić bramce Dominika Holeca, ale słowacki bramkarz radził sobie z próbami piłkarzy gospodarzy. Swojego szczęścia próbował między innymi Miroslav Stoch, ale strzał byłego zawodnika Fenerbahce nie znalazł drogi do siatki.
Ku smutkowi „Miedziowych” do bramki trafił Sasa Balić. Niestety, kapitan Zagłębia niefortunnie interweniował pokonując własnego bramkarza. Zagłębie przegrało z Rakowem 1:2, ale nie przyniosło wstydu. Piłkarze tacy jak Dejan Drazić, czy wspomniany już Stoch zaprezentowali się z dobrej strony.
Czas jednak na zdobywanie punktów, a z tym Zagłębie ma ostatnio ogromne problemy. Na dziesięć ostatnich spotkań „Miedziowi” zdobyli zaledwie dziewięć oczek. To najgorszy wynik w lidze. Czy zatem Martin Sevela powinien bać się o swoją posadę? Póki co 46-letni szkoleniowiec, wydaje się, może spać spokojnie. Jeśli jednak w najbliższych spotkaniach – z Cracovią (28 lutego w Krakowie) i Jagiellonią (6 marca w Lubinie) nie udałoby się wygrać, to pozycja Słowaka może zawisnąć na włosku.
Filip Macuda Foto: zaglebie.com